Książka „Kto podkłada nam świnię” Udo Pollmer’a jest pozycją kontrowersyjną, a więc trudną do zrecenzowania, ale stwierdziłam, że chcę podjąć to wyzwanie. Będzie to moja osobista opinia z punktu widzenia dietetyka i osoby, która przeczytała wiele książek „tego typu”.
Zacznę od dwóch wniosków, które każdy powinien w 100% wysnuć z tej książki:
– po pierwsze: Należy zawsze obierać ziemniaki i nigdy nie jeść tych, które są zielone. Zielone i skiełkowane ziemniaki bowiem zawierają dużą ilość solaniny, która może powodować wymioty, biegunki i bóle żołądka.
– po drugie: Należy myć warzywa i kiełki przed spożyciem, ponieważ mogą znajdować się na nich bakterie. W sumie nic odkrywczego, ale opisane w taki sposób że może osoby o słabych nerwach powinny pominąć ten rozdział.
Myślę, że po tym lekkim wstępie możemy przejść do spraw większego kalibru.
Autor pisze o różnych nadużyciach występujących w rolnictwie ekologicznym. Niestety, ale w każdej branży przemysłu zdarzają się oszustwa, ponieważ istnieją osoby, dla których pieniądze są ważniejsze od zdrowia i życia innych ludzi. Podczas kiedy ktoś „podkłada świnię” swoim klientom, ktoś inny robi to samo jemu lub jego bliskim. Uważam jednak, że mimo wszystko nie można postawić znaku równości pomiędzy żywnością z upraw konwencjonalnych i tą z upraw ekologicznych.
Ciekawym aspektem poruszonym przez autora jest wybór między ekologicznymi a konwencjonalnymi metodami stosowanymi w rolnictwie (zarówno w hodowli roślin użytkowych, jak i zwierząt do uboju). Jak myślisz, które metody są lepsze ekologiczne czy konwencjonalne? I tu zaskoczenie – należy je połączyć w inteligentny sposób. To jest jedna z niewielu rzeczy w tej książce, z którą się zupełnie zgadzam. Zamiast rozdzielać grubą kreską żywność „ekologiczną” od „zwykłej”, dobrze by było produkować po prostu żywność „zdrową”.
Czytając książkę „Kto podkłada nam świnię”-Udo Pollmer, zauważyłam, że jest ona w zupełnej opozycji do książki „Nowoczesne zasady odżywiania”-Campbell . Ta pierwsza jest przeciwko roślinom, ta druga przeciwko jedzeniu mięsa. Autorzy wytaczają ciężkie działa aby dowieść swoich racji. Przedstawiają wyniki badań i oczywiście straszą nowotworami. Zastanawiałam się, jaki można by wyciągnąć wniosek z tych dwóch książek naraz i owszem udało mi się: „Najlepiej nic nie jeść i umrzeć z głodu, wtedy nie będziemy musieli się już o nic martwić”.
Czy to oznacza, że nie należy czytać poradników o zdrowym żywieniu? Otóż nie wiem co Ty powinieneś robić, ale ja na pewno będę je dalej czytać, ponieważ muszę wiedzieć skąd moi klienci biorą te wszystkie bzdury, o których mówią mi podczas konsultacji;)
Kiedy chcesz kupić samochód, zapewne prosić o poradę znajomego, który się na tym zna. Dlaczego więc jeśli chcesz się zdrowo odżywiać nie pytasz o radę specjalisty ds. żywienia? Nie zrozum mnie źle, uważam że bardzo dobrze jest rozwijać swoją wiedzę na różne tematy, ale błagam, nie traktuj wszystkiego co przeczytasz za pewnik.
Wracając do naszej książki – autor wielokrotnie wspomina o tym, że jesteśmy ciągle zastraszani kolejnymi mrożącymi krew w żyłach historiami o jedzeniu, a z drugiej strony sam wywołuje uczucie niepokoju i nieraz obrzydzenia. Dlatego też nie do końca rozumiem przesłanie tej książki. Z jednej strony mamy nikomu nie ufać i czuć lęk przed brokułem, a z drugiej nie powinniśmy się bać doniesień medialnych, bo to często bzdury.
Czy w takim razie ta książka jest zupełnie do niczego i należy wyrzucić ją przez okno? Otóż nie. Podoba mi się sposób myślenia autora, który prowokuje nas konsumentów do szerszego patrzenia na wiele spraw. Udo Pollmer w ciekawy sposób opisuje inżynierię genetyczną, która choć nie jest idealną i pozbawioną ryzyka metodą, to jednak może być bezpieczniejsza od metod stosowanych do tej pory. Naukowcy bowiem są w stanie w większym stopniu przewidzieć skutki przenoszenia genów w laboratorium niż powstawania nowych gatunków poprzez krzyżowanie lub preparowanie nasion w elektrowni atomowej. Poza tym rośliny wyhodowane dzięki inżynierii genetycznej są obserwowane zanim trafią na pola. Natomiast „krzyżówki” trafiają od razu do ekosystemu. Nie chcę przez to powiedzieć, że jestem zwolenniczką inżynierii genetycznej, ale może czasem warto zastanowić się czy walczymy przeciwko naszym lękom, czy rzeczywistym faktom.
Podsumowując: uważam że książka jest ciekawa i prowokuje do myślenia, natomiast nie polecam jej osobom, które „wkręcają się” za bardzo w teorie spiskowe.
O Masz! A ja akurat wczoraj ugotowałem nieobrane, zielone, kiełkujące ziemniaki:D
Szczęśliwie to nie był jedyny składnik + masa przypraw pewnie zrobiły swoje – zero jakichś negatywnych odczuć. Ale no ładnie trafiłem – dokładnie odwrotnie niż powinno się zrobić:D